"Wyborcza" publikuje listę poparcia do KRS
Przypomnijmy, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił w styczniu postanowienia prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych (byłego radnego PiS, Jana Nowaka), które wstrzymywały ujawnienie list poparcia do KRS. To kolejne orzeczenie sądowe, które de facto nakazuje Kancelarii Sejmu upublicznienie budzących kontrowersje list poparcia do KRS. "Listy poparcia do nowej KRS to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic władzy" – twierdzi "Wyborcza".
Gazeta przekonuje, że dysponuje kopią listy sędziów, którzy poparli kandydaturę Teresy Kurcyusz-Furmanik na członka Krajowej Rady Sądownictwa – sędzi z Gliwic, która miała poparcie społeczne. Podpisy zbierały dla niej kluby "Gazety Polskiej", ostatecznie zebrano ich 2130.
Jednak w Kancelarii Sejmu złożono ponadto wykaz 32 sędziów, którzy poparli Kurcyusz-Furmanik. "Według naszego informatora zbierano je wśród tych, którzy awansowali za rządów PiS lub dostali obietnicę takiego awansu" – czytamy w artykule.
"Wyborcza" przekonuje, że pod listą poparcia dla Kurcyusz-Furmanik 16 podpisów należy do sędziów, którzy awansowali za rządów PiS. "To prezesi i wiceprezesi sądów, którzy otrzymali stanowiska głównie dzięki czystce Ziobry. Wielu awansowało w listopadzie 2017 r., a dwa miesiące później poparło kandydatkę do upolitycznionej Rady" – czytamy.
Nadzór nad podpisami?
Rozmówca gazety twierdzi, że podobnie wyglądała sprawa podpisów na liście poparcia dla Leszka Mazura – sędziego Sądu Okręgowego w Częstochowie i obecnego przewodniczącego KRS.
Informator "GW" przekonuje, że cała akcja zbierania podpisów dla niego była nadzorowana przez prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego oraz prokuratora Tomasza Janeczeka.
W artykule czytamy, że z kolei przy podpisach dla Teresy Kurcyusz-Furmanik co najmniej dwie osoby z listy wygrały konkursy na stanowiska sędziowskie przeprowadzone przez nową KRS. Ponadto sprawa ma być również powiązana z aferą hejterską, o której było głośno w sierpniu zeszłego roku, gdyż lista omawiana przez gazetę zawiera nazwiska sędziów powiązanych z grupą "Kasta" na komunikatorze WhatsApp. Wśród nich jest również Arkadiusz Cichocki, który bezpośrednio współpracował z Emilią Szmydt.
"Podpisy zaraz będą"
"GW" opisuje również sprawę sędziego, któremu, były już, wiceminister sprawiedliwości Piebiak miał złożyć ofertę wejścia do KRS. Gdy sędzia odparł, że jest nieprzygotowany i nie ma podpisów, polityk zbył to, twierdząc „daj spokój, przelecimy się tu po pokojach i podpisy zaraz będą”.
Skąd taka łatwość w zdobywaniu podpisów? Po objęciu resortu Zbigniew Ziobro miał ściągać do ministerstwa na tzw. delegację grupę sędziów, do których miał zaufanie (według danych z 1 stycznia 2019 r., na które powołuje się dziennik, takich sędziów było w resorcie 164). Ci sędziowie mieli uzupełniać listy poparcia. Tym, którzy odmawiali, kończono delegację. "Niemal na każdej liście poparcia powtarzają się nazwiska sędziów delegowanych do MS” – przekonuje informator gazety.
Kłopotliwe listy
Każdy z 15 sędziów musi mieć 25 podpisów pod swoją kandydaturą. Oznacza to, że łączna liczba podpisów może wynieść nawet 375. Jednak dwa dni temu CIS wydało komunikat, z którego wynika, że kandydatów poparło łącznie 364 sędziów. To oznacza, że część podpisów się powtarza. "W tej liczbie 275 sędziów udzieliło poparcia tylko jednemu kandydatowi, a 89 sędziów udzieliło poparcia więcej niż jednemu, w tym: 62 sędziów poparło 2 kandydatów, 12 sędziów poparło 3 kandydatów, 4 sędziów poparło 4 kandydatów, 5 sędziów poparło 5 kandydatów, 1 sędzia poparł 7 kandydatów, 2 sędziów poparło 8 kandydatów, 3 sędziów poparło 9 kandydatów" – przekazało CIS.
Pod koniec artykułu "Wyborcza" twierdzi, że PiS nie chce opublikować list, gdyż w trakcie zbierania podpisów mogło dojść do nadużycia. "Gdy komuś brakowało podpisów, »dostawał je« z tych, którymi ministerstwo już dysponowało, a listy uzupełniano bez wiedzy popierających" – twierdzi "GW" powołując się na swojego informatora.